bo

START AKTUALNOŚCI BIOGRAFIA KONCERTY DYSKOGRAFIA MULTIMEDIA PRASA KONTAKT FACEBOOK MYSPACE PRESSROOM

Rozmowa z Piotrem Florczykiem
magazyn Muzyk, nr 8/2005

Marek Napiórkowski to jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich gitarzystów. Występował z wielkimi postaciami jazzu i muzyki rozrywkowej. Byli wśród nich: Pat Metheny, Mino Cinelu, Adam Holzman, Tomasz Stańko, Anna Maria Jopek, Klaus Doldinger, Urszula Dudziak, Tomasz Szukalski, Jan "Ptaszyn" Wróblewski, Janusz Muniak, Krzysztof Ścierański, Henryk Miśkiewicz, Ewa Bem i wielu, wielu innych.
Po nagraniu ponad 70 płyt jako muzyk sesyjny, po raz pierwszy debiutuje dojrzałym i wyróżniającym się na polskiej scenie albumem NAP. Poniżej przedstawiamy rozmowę na temat płyty, inspiracji oraz planów artystycznych...

Właśnie ukazała się twoja pierwsza solowa płyta NAP - jak zrodził się pomysł nagrania tego albumu?

Przez wiele lat nagrywałem różne płyty. Grałem także w wielu zespołach - w części z nich występowałem w roli sideman'a, w innych jako współlider. Nadszedł wreszcie moment, w którym uznałem, że należałoby zaprezentować słuchaczom coś w stu procentach mojego. Zebrałem grupę fantastycznych muzyków, przyjaciół, z którymi gram od lat i weszliśmy do studia zarejestrować tę muzykę.

W jaki sposób powstawały kompozycje, które pojawiły się na płycie?

Kompozycje powstawały w bardzo różnych okolicznościach. Część z nich pojawiła się jakby sama z siebie, w bardzo krótkim czasie. Inne nieco dłużej przeleżały w szafie, po czym ulegały pewnym przeróbkom. Faktem jest, że akurat na tej płycie wszystkie utwory są mojego autorstwa, za wyjątkiem utworu Only a Night Away, do którego muzykę napisałem z Anią Jopek, natomiast autorem słów jest zaprzyjaźniona angielka Nina Madhoo. Tak jak wspomniałem utwory na tę płytę kompletowałem od pewnego czasu, więc gdy ostatecznie pojawiła się satysfakcjonująca ilość materiału, powołałem do życia zespół, który w początkowej fazie był kwartetem, dodatkowo zaprosiłem kilku różnych gości i w ten właśnie sposób powstała ta płyta.

Kwartetem w składzie...

W zasadzie można powiedzieć, że płyta powstawała w oparciu o dwa kwartety. Pierwszy kwartet to: Robert Kubiszyn, Robert Luty i Piotr Wyleżoł, natomiast drugi kwartet stanowiła ta sama sekcja i Leszek Możdżer. Nagrywaliśmy w studio na "setkę". Wychodzę z założenia, że w tego typu muzyce najważniejsza jest improwizacja, wzajemna inspiracja i reagowanie na to, co grają inni. Tylko w ten sposób można nadać muzyce walor naturalnego, żywego grania. Na płycie można usłyszeć wiele różnych barw i instrumentów, lecz zostały one dograne dopiero w fazie postprodukcji.

Płyta nagrana jest w stosunkowo pogodnym nastroju i zdominowana stylistyką jazzu elektrycznego. Dlaczego zdecydowałeś się pójść właśnie w tym kierunku?

Przypuszczam, że tak mi po prostu w duszy gra. Od wielu lat znajduję swoje miejsce w tej stylistyce, natomiast wnikliwy słuchacz na pewno zauważy, że na płycie jest bardzo wiele odniesień do różnych stylistyk. Jest dużo ballad i akustycznych instrumentów. Fascynuje mnie wiele gatunków, lubię grać zarówno na gitarze akustycznej, jak i elektrycznej, co znalazło swój wydźwięk na płycie. Są na niej utwory bardzo ekspresyjne, jak i ballady grane z fortepianem, utwory inspirowane nowoczesnymi, współczesnymi brzmieniami oraz te nawiązujące do gatunków muzycznych sprzed lat. Jest na niej dużo odniesień do interesujących mnie stylistyk, oczywiście ujętych w ramy pewnego indywidualnego języka, który mam nadzieję jakoś powoli udaje mi się kreować.

Artur Lesicki zrealizował ostatnio projekt pod szyldem Acoustic Harmony. Ty nagrywasz swoją pierwszą płytę solową. Jaka jest w tym kontekście przyszłość grupy Funky Groove?

Przede wszystkim jesteśmy bardzo mile zaskoczeni faktem, że po wydaniu naszej drugiej płyty zespół Funky Groove tak wyraźnie został przez publiczność doceniony. Mam na myśli szczególnie nagrody w różnego typu ankietach. Po raz drugi zostaliśmy elektrycznym zespołem roku w rankingu miesięcznika "Jazz Forum", płyta została uznana za gitarowy album roku miesięcznika "Gitara i Bas" - co utwierdziło nas w przekonaniu, że być może jest pewna grupa odbiorców, którzy chcieliby usłyszeć trzeci album tego zespołu. Jeśli chodzi o zespół - nadal pozostajemy w bardzo dobrych, koleżeńskich stosunkach i myślimy już o tym, aby nagrać nową płytę.

Często używasz gitar elektrycznych. Jaki jest twój stosunek do grania w stu procentach akustycznego?

Mój stosunek do muzyki akustycznej jest jak najbardziej pozytywny, czego również dowodzi właśnie ta płyta. Bardzo lubię odnajdywać się w tego typu stylistyce. W zespole Ani Jopek, a także z wieloma innymi artystami gram akustycznie i mam wiele szczęścia będąc posiadaczem kilku znakomitych instrumentów akustycznych. Prawdziwym rarytasem w mojej kolekcji jest gitara zbudowana przez legendarną lutniczkę, Lindę Manzer, która robi akustyczne gitary m.in. dla Pata Matheny czy Carlosa Santany!

Pochodzisz z Jeleniej Góry, studiowałeś we Wrocławiu, obecnie mieszkasz i pracujesz w Warszawie. Co skłoniło cię do zmiany miejsca zamieszkania i jak oceniasz tę decyzję z dzisiejszej perspektywy?

Moim ukochanym miastem jest Wrocław i ciągle pozostał w moim sercu, jako miasto nazwijmy to - najfajniejsze. Po dziesięciu latach mieszkania we Wrocławiu, z męsko-damskich, osobistych powodów przeniosłem się do Warszawy. Decyzję, którą podjąłem z dzisiejszej perspektywy oceniam bardzo dobrze. Dzięki temu zmieniłem w dużej mierze grupę muzyków, z którymi pracuję. Nowe sytuacje bardzo dobrze wpływają na rozwój muzyczny. Dopiero gdy zamieszkałem w Warszawie miałem okazję pograć z Tomaszem Stańko, z Henrykiem Miśkiewiczem, z Tomaszem Szukalskim, czy z Urszulą Dudziak - wszystko to stało się możliwe po mojej przeprowadzce do Warszawy. Bardzo dobrze wspominam czasy, które spędziłem we Wrocławiu. Grałem wtedy chyba ze wszystkimi muzykami, z którymi można było tam zagrać, ale równocześnie bardzo lubię nowe wyzwania i możliwość prowokowania nowych muzycznych sytuacji. Warszawa jest dużym miastem i mieszka w nim najwięcej muzyków, co z kolei sprawia, że można się tu rozwijać w wielu różnych gatunkach.

W Warszawie znalazłeś się już jako muzyk w pewnym sensie ukształtowany. Chciałbym cię natomiast zapytać, jak zaczęła się twoja przygoda z jazzem i w jakich okolicznościach trafiłeś do zespołu Anny Marii Jopek?

Przede wszystkim jestem wychowankiem przeróżnych warsztatów jazzowych. Systematycznie pojawiałem się na warsztatach w Chodzieży, w Puławach - jeździłem tam jako młody człowiek. Na jednych z warsztatów poznałem Anię. Wtedy nie była jeszcze znaną wokalistką i w ogóle nie miała swojego zespołu. Tak się poznaliśmy. Natomiast w momencie, gdy już funkcjonowałem w środowisku jazzowym, mając na swoim koncie wiele nagranych płyt - było to bodajże osiem lat temu - Ania zaprosiła mnie, abym wystąpił z nią przy okazji koncertu Szeptem, który został potem wydany na płycie. W zasadzie od tamtej pory datuje się nasza współpraca.

W jaki sposób kompletował się skład zespołu Anny Marii Jopek. Czy zanim dołączyłeś do zespołu miałeś okazję współpracować z artystami, którzy wówczas wchodzili w skład zespołu?

W zasadzie znałem większość muzyków, z którymi przyszło mi wtedy współpracować. Grałem już wtedy trasy z Urszulą Dudziak, gdzie poznałem Andrzeja Jagodzińskiego. Zdarzało mi się wcześniej pracować także z Henrykiem Miśkiewiczem, Czarkiem Konradem i Adamem Cegielskim, którzy współtworzyli wtedy zespół Ani. Później było kilka zmian, przewinęli się różni muzycy, natomiast od pewnego czasu skład zespołu jest stabilny i gramy razem z Henrykiem Miśkiewiczem, Czarkiem Konradem, Robertem Kubiszynem i Pawłem "Bzimem" Zareckim. Wiem, że wiele osób kojarzy mnie z koncertów i płyt z Anią i bardzo mnie to cieszy, ponieważ uważam że jest to bardzo szlachetna i wartościowa działalność. Z racji dużej komunikatywności tej muzyki - dociera ona do szerokiego grona odbiorców i przez to jest bardziej widoczna i lepiej nagłośniona przez media niż muzyka stricte jazzowa. Niezależnie od tego składu występuję z wieloma innymi zespołami i w zasadzie, jak sięgam pamięcią zawsze grywałem równocześnie w sześciu lub siedmiu składach. Te zespoły oczywiście się zmieniają. Czasem coś się kończy, coś innego się zaczyna.

Twoje muzyczne poszukiwania zaczęły się od muzyki spod szyldu "nie bierzemy jeńców", słuchałeś bluesa, jazzu i wielu innych gatunków. Jakiej muzyki słuchasz obecnie?

NAP: Słucham bardzo różnej muzyki. Generalnie jestem otwarty na wszelką dobrą muzykę. Mam bardzo wiele płyt z tak zwanej klasyki jazzu, czyli płyty m.in. Milesa, Coltrane'a, Shortera, Hancocka. Słucham trochę klasyki, a także dobrej muzyki "piosenkowej" - może tak to określę. Jestem bardzo otwarty, co staram się pielęgnować także w graniu. Staram się znajdować przyjemność w różnych gatunkach i tak, równie dobrze bawię się grając solówkę w bluesie, na rozkręconym do czerwoności wzmacniaczu, jak i kwiląc na strunach nylonowych smętną balladę. Obecnie w moim odtwarzaczu często gości nowy zespół Wayne'a Shortera, płyta  Johna Scofielda En Route, nowa płyta Josha Redmana Momentum. Słucham nowego Garbarka In Praice of Dreams - świetny album. Słucham różnej muzyki. Lubię muzykę ECM-owską i ekspresyjny Tribal Tech, Beatlesów, Petera Gabriela, Shirley Horn, Wayne'a Krantza i Sonny Rollinsa. Uwielbiam płytę Joni Mitchell Both Sides Now. Zresztą cenię wszystkie jej płyty.

Wracając do płyty solowej - do realizacji albumu zaprosiłeś grupę wyśmienitych muzyków. Dlaczego zdecydowałeś się właśnie na te nazwiska?

A więc po kolei: Piotr Wyleżoł zagrał na pianie Fendera. To wspaniały jazzowy muzyk jeden z tych, którzy grają jakby "do wewnątrz", bardzo introwertycznie. Beż żadnych fajerwerków, popisów, sama esencja... Z Robertem Kubiszynem rozumiemy się pozawerbalnie, jesteśmy czasem jak jeden organizm, może dlatego, że gramy ze sobą tak często... Robert to rzadki przypadek kompetencji na kontrabasie i elektrycznej basówce jednocześnie. Taka wszechstronność ogromnie poszerza spektrum stylistyczne i brzmieniowe. Lutek to niezwykle wrażliwy, intuicyjny muzyk, który jednocześnie ma śmiertelny cios na swoim instrumencie - rzadkie połączenie, idealny do moich szerokich zainteresowań. Z Leszkiem Możdżerem nagrałem kilka płyt dla Anki Jopek i spędziliśmy wiele dni w jej trasie Farat. Cóż więcej można o nim powiedzieć poza tym, co media powtarzają w zachwyceniu bez przerwy? To świetny muzyk, cudownie, że udało się nam nagrać tę sesję. Henryk Miśkiewicz to marka i niespotykana wrażliwość. Radość i zaszczyt grać z nim prawie co wieczór, cudownie mieć jego zawsze piękną i szczerą muzykę na własnej płycie. Tomek Kałwak wymyśla cudowne hałasy i nasycone, intrygujące barwy. Ta płyta bez niego byłaby zupełnie inna. Jedyny utwór słowno-muzyczny wykonuje na płycie Ania Jopek, z którą gram wiele lat. To już więcej niż zespół, to rodzina. U niej w piwnicy spędziliśmy dwa wieczory i skomponowaliśmy kilka piosenek, na całkowitym luzie, jedna po drugiej. Trzy z nich nagraliśmy na jej płytę Niebo, która wyjdzie jesienią, a jedną wybrałem na mój projekt, pasowała idealnie do harmonicznej gęstości albumu. Poza nimi na płycie zaśpiewała piękne wokalizy Dorota Miśkiewicz, a Krzysztof Herdzin zagrał świetne solo na fortepianie. Muzycy, których zaprosiłem do realizacji albumu to moi bliscy znajomi i możliwość stworzenia tego albumu pod moim szyldem znaczy dla mnie bardzo wiele.

Czy w ramach promocji albumu planujesz jakąś trasę koncertową? Jak rozumiem, przy zachowaniu składu zespołu, który pojawił się na płycie może to nie być łatwe...

W ramach tego składu nie byłoby to możliwe. Natomiast na pewno będę chciał promować i grywać tę płytę, aby zespół się jeszcze bardziej zgrał na bazie kwartetu z ewentualnie zapraszanymi gośćmi, takimi na przykład jak Henryk Miśkiewicz, Tomek Kałwak czy Dorota Miśkiewicz. Ania obiecała, że ze mną zaśpiewa w Trójce, na koncercie promocyjnym.

Czy myślisz już o kolejnej solowej płycie?

Myślę, ale spokojnie. Całkiem niedawno skończyłem nagrywać pierwszą płytę i odczułem z jak dużą pracą się to wiąże w przypadku tak rozbudowanego projektu. Również z racji tego, że jestem producentem, a raczej współproducentem, ponieważ podzieliłem się tą rolą z Robertem Kubiszynem, napisałem wszystkie utworów, a także wszystkie nagrywałem - reasumując realizacja tego projektu kosztowała mnie naprawdę bardzo dużo pracy. Do tego dochodzi strona organizacyjna - trzeba było zaprosić muzyków, dograć terminy, potem wybrać najlepsze wersje utworów, współtworzyć okładkę, znaleźć wydawcę. Tak więc chwilowo jestem trochę zmęczony tą pracą, staram się więc nie myśleć o następnej płycie, ale na pewno coś takiego nastąpi. Obecnie kończę pracę nad płytą Doroty Miśkiewicz, którą wraz z nią i Pawłem Zareckim produkuję, i na którą skomponowałem kilka piosenek. Jedna z nich, napisana do tekstu Grzegorza Turnaua, promuje film Zakochany Anioł. Wykonuje ją w filmie Grzegorz w duecie z Dorotą.

Wspomniałeś o Robercie Kubiszynie. Chciałbym zapytać dlaczego zdecydowałeś się współprodukować tę płytę właśnie z nim?

NAP: Robert Kubiszyn to bardzo zdolny muzyk, z którym mam przyjemność pracować w wielu zespołach. Poznałem go gdy graliśmy razem w zespole Doroty Miśkiewicz. Później zaprosiłem go do swojego zespołu i w dalszej kolejności zaprosiła go do współpracy także Ania Jopek, a teraz gramy także w kwartecie Henryka Miśkiewicza Full Drive oraz w zespole Czarka Konrada. Robert jest niewątpliwie moim najbliższym współpracownikiem. Teoretycznie mieszka w Krakowie, ale przez ostatnie dwa lata mieszkał głównie u mnie w Warszawie. Mamy ze sobą rodzaj muzycznej telepatii, bardzo dobrze nam się razem gra.

W Polsce uznawany jesteś za wziętego sidemana. Na koniec chciałbym zapytać o instrumentarium, którego używasz?

NAP: Moja główna gitara elektryczna to John Suhr, typu solid body, która jest o tyle dobra, że ma bardzo uniwersalne brzmienie. Dobrze się sprawdza w stylistyce popowo-rockowej, a przy tym ma również ciemny dźwięk dobry do jazzu i okolic. Mam też Ibaneza AS 100 i gitarę DC-1 firmy Brian Moore. Mam też kilka gitar akustycznych. Jestem bardzo dumny z faktu, że mam w swojej kolekcji gitarę kanadyjskiej lutniczki Lindy Manzer, z którą, notabene, miałem okazję się poznać osobiście i spotkać kilka razy przy szklaneczce wina... To naprawdę niezwykła osoba! Mam także gitarę klasyczną z nylonowymi strunami znakomitego polskiego lutnika mieszkającego w Niemczech - Bogusia Teryksa oraz lutnika hiszpańskiego Arturo Sanzano, kupioną w Madrycie. Jestem posiadaczem gitary Ovation Collectors, choć na niej ostatnio rzadziej grywam, a na koncertach często wykorzystuję gitarę z nylonowymi strunami typu solid-body Piotra Witwickiego. Do gitar elektrycznych i akustycznych zakładam struny Ernie Ball zaś do gitar klasycznych struny firmy Savarez.

Grasz na wzmacniaczach firmy Ashdown - co możesz powiedzieć na ich temat?

NAP: Rzeczywiście używam wzmacniaczy firmy Ashdown serii Acoustic Radiator do nagłaśniania gitar akustycznych. Jeden zupełnie malutki wyglądający jak radio Mariola i drugi nieco większy, umożliwiający podłączenie i niezależne ustawienie brzmienia dwóch różnych gitar jednocześnie. Uważam, że są to świetne i bardzo praktyczne wzmacniacze, które zmieniają wydatnie na plus brzmienie gitary akustycznej granej w linię - co jest najbardziej praktycznym sposobem nagłośnienia, jako że w warunkach scenicznych niezmiernie trudno jest nagłośnić gitarę przez mikrofon. Natomiast do gitary elektrycznej używam wzmacniacza Bogner Extasy 101 spiętego z kolumną Fender Tone Master oraz małego, bardzo dobrego wzmacniacza firmy Groove Tubes.

Co masz do powiedzenie w kwestii efektów?

NAP: Używam Lexicona MPX1, delay'a Line6, "nieśmiertelnego" Tube Screamera firmy Ibanez do uzyskiwania barwy lekko przesterowanej. Mam też bardzo stary, niezwykle rzadki efekt MXR Envelope Filter. Używa go również Dean Brown, który kiedyś mi go pokazał i bardzo mi się on spodobał. Jest to specyficzny rodzaj automatycznej kaczki. Mam także Electro Harmonix Memory Man, volume pedal Ernie Ball oraz najprostszą kaczkę Dunlopa.



© 2005-2013 www.marekNAPiórkowski.com
design
© webmaster@mareknapiorkowski.com
fotografie
©
Rafał Masłow