bo

START AKTUALNOŚCI BIOGRAFIA KONCERTY DYSKOGRAFIA MULTIMEDIA PRASA KONTAKT FACEBOOK MYSPACE PRESSROOM

Rozmowa z Sylwestrem Podgórskim
z Polskiego Radia Koszalin
Hi-Fi Choice, 26.03.2008

Od dziesięciu lat jego grę słychać na płytach Anny Marii Jopek i dziesiątek gwiazd polskiej rozrywki. O przykłady nietrudno: Ewa Bem, Monika Brodka, Krystyna Prońko, Katarzyna Groniec, Ania Dąbrowska, Edyta Geppert, Natalia Kukulska i czołowe postaci polskiego jazzu.
W kontakcie bardzo otwarty, z szerokim uśmiechem na twarzy, co świadczy tylko o jego pogodnej naturze. Lubiany przez "środowisko" i publiczność. Jednym słowem "Napiór", czyli Marek Napiórkowski. Zaryzykuję stwierdzenie, że rok 2007 to rok "Napióra". To prawdziwe wyjście z cienia, o czym świadczy nagranie nowej płyty Ani Jopek
ID, solowego, zbierającego znakomite recenzje albumu Wolno czy produkcja i gra na debiutanckiej płycie Karoliny Kozak.
Skoro mamy okazję porozmawiać z czołową gitarą RP, nie przepuścimy okazji, aby czytelnicy HFC mogli zgłębić tajemnice tego instrumentu?


Co dały Ci spotkania z Patem Methenym, jako muzykowi i jako gitarzyście?

To były dwa spotkania, na płycie Upojenie i następnie na dwóch wspólnych koncertach promujących to szczególne wydawnictwo. Z pewnością dały mi dwie rzeczy. Po pierwsze kontakt z idolem z dzieciństwa. Tu warto zaznaczyć, że był to pierwszy muzyk jazzowy, który mnie zainspirował. Wtedy też po raz pierwszy pomyślałem, że mogę uprawiać ten gatunek muzyki. Tak więc było to w pewnym sensie sentymentalne i trochę metafizyczne spotkanie z idolem. Po drugie, pomimo niekwestionowanej wielkości Pata, prawdziwa muzyka jest takim środowiskiem, w którym nie ma gwiazd i kastowości. I w momencie, jak usiedliśmy w studiu S4 na Woronicza w Warszawie (w którym nagrałem wcześniej mnóstwo płyt), byłem niezwykle poruszony.

Czułeś tremę, tę z gatunku mobilizujących?

Ewidentnie. Byłem jak rzadko kiedy podekscytowany. Tak naprawdę to był pierwszy dzień nagrań i nikt nie wiedział, jak ten Pat się zachowa. Jak się będzie z nami komunikował. Czy będzie na przykład miły, niemiły i tego typu rozważania. Jeśli pytasz o tremę, to zagraliśmy pierwszą wersję, a przy drugiej już nie było tego tematu. Została tylko czysta muzyka i świadomość, że podążamy za swoją muzyczną myślą. To była dla mnie wartościowa lekcja, głównie z tego względu, że wielcy muzycy "karmią" się tym, co ich otacza. Obcowanie i patrzenie, jak taki muzyk reaguje, już jest niezmiernie inspirujące. Podobne chwile przeżywałem, grając po raz pierwszy z Tomaszem Stańką. Z jednej strony możliwość gry z tak niezwykłymi ludźmi, a z drugiej, w momencie pojawienia się pierwszych dźwięków, tylko "czysta muzyka". To jest najwspanialsze w takich spotkaniach.

Nie jest tajemnicą, że dzięki Patowi poznałeś Lindę Manzer, słynną kanadyjską lutniczkę, której gitary obecnie posiadasz.

Płyta Upojenie trafiła do Lindy Manzer. Graliśmy swego czasu z Anią Jopek w Toronto, gdzie ona mieszka, i oczywiście zaprosiliśmy ją na nasz koncert. Pamiętam, że byłem nieprawdopodobnie podekscytowany faktem, że ją poznam. Zresztą okazała się bardzo fajną i miłą "babką", wyglądającą trochę jak Joni Mitchell (też Kanadyjka). Następnego dnia po koncercie zaprosiła nas do domu, gdzie stały wszystkie te jej "straszliwe" gitary. Stało tego cale mnóstwo, bo akurat miała jakąś wystawę swoich instrumentów. Najciekawsze jest to, że na jej gitary czeka się całymi latami, nie można jej ot tak kupić. Miała wtedy gitarę, która natychmiast zwróciła moją szczególną uwagę. Linda, zobaczywszy to, powiedziała: weź ją sobie na parę dni i pograj trochę. Gitara wyglądała, delikatnie mówiąc, nieciekawie i widać było na niej uszczerbek zębem czasu - zresztą był to instrument używany. Natomiast dźwiękiem byłem zachwycony i oczywiście kupiłem ten instrument. Dalsza znajomość z Lindą wyglądała tak, że pewnego dnia przyleciała do Polski. Mieszkała u Ani i Marcina, ale też i u mnie była niezła "biesiadka". To były naprawdę miłe chwile w moim życiu. Przed nagraniem płyty Wolno zaopatrzyłem się w drugą jej gitarę, tę która widnieje na okładce, która ma oczywiście inne cechy brzmienia, przede wszystkim większy, szerszy dźwięk.

Czy miałeś jakieś sugestie dotyczące dźwięku, brzmienia tego instrumentu?

Absolutnie, to też jest stara gitara. Moja pierwsza Linda jest z 1979 roku, a ta druga Linda z 1982. Warto wiedzieć, że w 1983 Pat Metheny nagrał płytę Rejoicing i od tego czasu zaczęła się jego miłość do tych gitar. Z gitarami Lindy jest trochę tak, jak z dziełami sztuki. Ona też je tak traktuje i nie można ich właściwie kupić w normalnej sprzedaży. Mało tego, prowadzi coś w rodzaju komisu swoich gitar. Nie podoba jej się koncepcja spekulowania jej gitarami, czyli kupowania i sprzedawania (co niestety dzieje się w Stanach). Z moją pierwszą Lindą było tak, że jakiś producent filmowy postanowił się jej pozbyć i dzięki temu ja stałem się jej właścicielem. Z drugą było podobnie, zadzwoniłem z zapytaniem, czy nie ma jakiegoś instrumentu, i okazało się, że pewien realizator dźwięku z jakichś niewiadomych mi powodów musiał się jej pozbyć, na moje szczęście (śmiech).

Po zakupie tego instrumentu tak Cię natchnęło, że postanowiłeś całą płytę nagrać i niejako zadedykować tej gitarze?

To było trochę inaczej. Ja już chciałem nagrać na mojej starej, wiernej Lindzie, tej wyglądającej jak ruski Defil (chyba nie ma takiego tworu) całą płytę, wykorzystując tylko gitarę akustyczną. Kiedyś jednak przypadkiem usłyszałem, jak brzmią te nowsze gitary Lindy Manzer i do koncepcji płyty, którą chciałem zrealizować, zapragnąłem innego instrumentu.

Brzmienie jednej gitary zdeterminowało nagranie płyty. Akustycznej, czystej, kojarzącej się jednak poprzez brzmienie z dokonaniami Pata. Masz pewnie tego świadomość?

Tak. Nie da się od tego uciec. Tak naprawdę ja to zauważyłem dopiero po czasie, po reakcjach ludzi, jazzfanów. Wyjaśnienie jest bardzo proste. Gitary, które wytwarza Linda Manzer, mają tak nieprawdopodobnie charakterystyczny i niepowtarzalny dźwięk, a przecież Pat jest ich najsłynniejszym użytkownikiem, więc skojarzenia rodzą się same. Natomiast twierdzenie, że płyta Wolno przypomina płyty Pata w kwestii grania jest moim zdaniem nieporozumieniem. Koncept naszego nagrania jest dużo bliższy ECM-go otwartego, improwizowanego grania. Jednym zdaniem ci, co znają Pata, wiedzą, że nasza muzyka bardziej przypomina nagrania wytwórni Manfreda Eichera (choć na początku kariery Pat dla niej nagrywał) niż w większości bardzo zorganizowaną muzykę Pata. Na Wolno gramy z innym podejściem do konceptu muzycznego. Improwizacja i wzajemne interakcje to trzon naszego muzykowania, choć brzmienie z wyżej wymienionych przeze mnie powodów może się kojarzyć.

Zestaw muzyków grających na Wolno jest naprawdę imponujący. Zacznijmy może od mistrza harmonijki ustnej Gregoire'a Mareta, którego można usłyszeć na płytach takich wykonawców, jak Marcus Miller, Cassandra Wilson, Kurt Elling, Mike Stern, Steve Coleman? Skąd pomysł na tego muzyka?

Kiedyś Robert Kubiszyn znalazł w Internecie nagranie zespołu Dapp Theory, który prowadzi pianista Andy Milne związany z nowojorską sceną M-Base. Muzycznie zespół ten realizuje koncept łączenia nieparzystych podziałów rytmicznych (metrów) z wyrafinowaną harmonią, a na samej "górze" tej struktury brzmi niebiański, ale i nowocześnie brzmiący głos harmonijki ustnej. To było moje pierwsze zauroczenie tym dźwiękiem. Następnie przypomniałem sobie, że słyszałem Gregoire'a na koncercie Raviego Coltrane'a w Łodzi. Od początku czułem, że ten instrument będzie świetnie pasował do koncepcji mojej akustycznej płyty. Gdy zacząłem szukać możliwości dotarcia do Mareta, akurat tak się złożyło, że byłem w trasie z Mino Cinelu, który go dobrze zna i po prostu do niego zadzwonił. Powiedział z takim charakterystycznym, francuskim akcentem Marek! Marek! Super guitarist! To było niezwykle sympatyczne i miłe z jego strony. No i od tej pory wszystko potoczyło się w miarę szybko. Gregoire przyjechał do Polski na dwa dni, zagraliśmy koncert w Warszawie, a następnego dnia nagrał na płytę Wolno cztery utwory.

Ta jego gra, przyznasz, trochę jednak przywołuje skojarzenia z Tootsem Thielemansem?

Ja już to kiedyś mówiłem, ale dobrych powiedzeń nigdy za wiele. Toots jest Bogiem, Stevie Wonder Jezusem, a Maret Pierwszym Apostołem (śmiech). Jeśli ktokolwiek miał ten mały instrument w rękach, to z pewnością słyszał o Tootsie. Maret, o czym wiem od niego, uwielbia Tootsa, ale w swoim graniu buduje własny, unikalny styl. Z pewnością gra w sposób bardziej nowoczesny, post-Coltrane'owski.

Jak rozumiem Mino Cinelu też nie mogło zabraknąć na Wolno?

Mino akurat występuje w utworze Ravelo, w którym pięknie śpiewa Ania Jopek - także współkompozytor tego utworu. Po jednej z tras koncertowych pomyślałem sobie, że strasznie chciałbym mieć tę uśmiechniętą energię Mino na płycie. Człowieka, którego znam z busa, z biesiadki, ze sceny i innych sytuacji. Udało się go namówić, z czego się niezmiernie cieszę.

Mam głębokie przekonanie, że niezwykle ważną postacią w kontekście brzmienia płyty okazał się Michał Miśkiewicz.

Tak, perkusista grający z Tomaszem Stańką i oczywiście w Trio ze Sławkiem Kurkiewiczem i Marcinem Wasilewskim. Mimo że to ja napisałem wszystkie utwory, z wyjątkiem beatlesowskiego tematu The Long and Winding Road, to Michał chyba najbardziej wpłynął na finalne brzmienie płyty. To bardzo cenne, bo nie tracąc ogólnej artystycznej wizji, mogłem wpisać moją muzykę w nieco inny muzyczny krajobraz. Michał gra w sposób bardzo otwarty, jazzowy, ECM-owski i to właśnie bardzo określiło koncept płyty.

No właśnie, wymieniamy głównie zagranicznych gości, a przecież obok Miśkiewicza jest znakomity pianista Michał Tokaj.

To jest niezwykle zdolny człowiek, który może zagrać z każdym i na każdej scenie. Najważniejsze, że ten stricte jazzowy pianista potrafił się dostosować do koncepcji tej płyty i na przykład bardzo ograniczyć ilość dźwięków, dopasować się do tej przestrzennej, "skandynawskiej" koncepcji muzycznej.
Nie mogę przy tej okazji pominąć mojego wieloletniego muzycznego kompana Roberta Kubiszyna, z którym gram w różnych zespołach od wielu lat. Robert zagrał tylko na kontrabasie, choć, jak wiadomo, jest wybitnym gitarzystą basowym. On jest także współproducentem płyty, która została nagrana na setkę w dwa dni (z wyjątkiem Ravelo). Wspólnie podejmowaliśmy decyzje artystyczne dotyczące na przykład tego, które wersje wchodzą na płytę.
Warto też zaznaczyć grę trębacza Roberta Majewskiego, mam wrażenie wciąż niedocenianego, a grającego na absolutnie światowym poziomie. Zagrał w dwóch tematach przepięknym dźwiękiem, z ogromnym smakiem i wspaniałym poczuciem rytmu.
Strasznie się cieszę, że to, co słychać na płycie, jest przejawem kultury muzycznej ludzi na których postawiłem i nie zawiodłem się.

Mamy bardzo dobry materiał, czy jest więc szansa, aby poznali go nie tylko Polacy?

Rzecz wygląda następująco. Jestem związany kontraktem z firmą Universal. Wiem, że szef działu jazzu i klasyki z Londynu słuchał tego materiału i wyrażał się o nim bardzo pozytywnie. Jest więc wola, ale czy uda się to zrobić, to już inna sprawa. Już kiedyś miałem taką płytę dostępną na całym świecie, był to pierwszy album Funky Groove. Tyle tylko, że ukazała się bez żadnej promocji czy reklamy. I mimo, że widziałem te płyty w sklepach w Hiszpanii, Niemczech, Turcji i innych krajach, to w momencie gdy nie ma żadnej reklamy, o normalnej sprzedaży można po prostu zapomnieć. Płyta przepada w zalewie tysięcy innych, wcale niekoniecznie lepszych, produkcji. Na razie trzymajmy się wersji, że jest zainteresowanie ze strony Universalu, ale nie wiem, jak to się skończy, mam nadzieję, że dobrze, bo oczywiście bardzo mi na tym zależy.

Umówmy się też, że tę Twoją nową płytę można śmiało postawić na półce obok tych bardzo dobrze nagranych. Wyczuwam u Ciebie dużą wrażliwość na dźwięk.

Mam to wielkie szczęście, że pracuję dużo w studiach nagraniowych. Jeżeli więc pracuję na stole (konsolecie) Ruperta Neve'a czy Solid State Logic, najlepszych "stołach" za milion dolarów i na kolumnach za trylion zylionów (śmiech), to oczywiście jestem przyzwyczajony do bardzo dobrego dźwięku. Jeśli chodzi o moje prywatne audiofilskie zamiłowania, to nie biorę udziału w wyścigu szczurów, ale czasami wymieniam niektóre elementy w moim zestawie domowym (oczywiście w ramach rozsądku).

Jakie aspekty dźwięku są dla ciebie najważniejsze przy wyborze sprzętu?

To jest interesujące. Słuchałem muzyki z wielu kolumn, wzmacniaczy, przedwzmacniaczy itp., ale dla mnie najbardziej naturalny jest ten dźwięk, który słyszę jako odsłuch w studiu nagrań. Czyli krótko mówiąc, dźwięk nieupiększony, co robi większość firm audiofilskich. Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że firmy przeważnie budują określony koncept brzmienia i dlatego do końca nie jest to naturalny dźwięk. Mój kolega audiofil, który miał kolumny Audio Physic z górnej półki i cztery "klocki" McIntosha, pewnego razu posłuchał kolumn odsłuchowych Lipiński Sound (od nazwiska właściciela i realizatora dźwięku Andrzeja Lipińskiego) stosowane na przykład w studiach nagraniowych w Stanach. Są to kolumny, które nie upiększają, czyli ani nie dodają, ani nic nie ujmują. No i ten mój kolega natychmiast kupił te kolumny, sprzedał Audio Physic i jeszcze mu sporo gotówki zostało. Ja lubię najbardziej w dźwięku ten konkret. Stawiam na transparentność i liniowość.

Mam nadzieję, że Twój aktualny sprzęt nie jest żadną tajemnicą?

Posiadam kolumny B&W CDM7 SE, wzmacniacz John Sherman, który kupiłem specjalnie do tych kolumn, no i odtwarzacz Marantza. Do tego oczywiście odpowiednie, "tłuściutkie" kabelki.

Czy masz takie płyty, które służą Ci jako materiał porównawczy, testowy?

NAP: Taką płytą skończoną i genialną jest dla mnie z pewnością album Joni Mitchell Both Sides Now z niesamowitym brzmieniem orkiestry, saksofonem Wayne'a Shortera, fortepianem Hancocka. Przepiękna płyta, a brzmienie, jakie na niej uzyskano, jest "zabójcze". Bardzo lubię też stare, bardzo naturalnie brzmiące nagrania realizowane przez Rudy'ego Van Geldera - na przykład kwintetu Milesa Davisa. Można by pewnie wymienić wiele pięknie brzmiących nagrań. Bardzo jestem zadowolony z brzmienia płyty Wolno, a duża w tym zasługa świetnego realizatora Tadeusza Mieczkowskiego i znakomitego studia Sound and More w Warszawie. W kategorii małych jazzowych składów jeszcze nie słyszałem tak dobrej realizacji w naszym kraju.

Na koniec muzyczne marzenia, które chciałbyś, aby zmaterializowały się w najbliższym czasie.

Przede wszystkim chciałbym móc nadal robić to, czym teraz się zajmuję, czyli rozwijać się, spotykać wspaniałych i kreatywnych muzyków, komponować, nagrywać kolejne płyty?
Cieszę się bardzo, że w styczniu i lutym 2008 roku będę mógł podzielić się z publicznością moją muzyką podczas miesięcznej trasy koncertowej z programem z płyty Wolno.



© 2005-2013 www.marekNAPiórkowski.com
design
© webmaster@mareknapiorkowski.com
fotografie
©
Rafał Masłow